Tytuł - Potomk Chingis-Khana
Tytuł polski - Burza nad Azją
Reżyseria - Vsevolod Pudovkin
Premiera - 11 listopada 1928
Kraj - ZSRR
Gatunek - Dramat historyczny
Długość - 125 minut
Wracamy do filmów mniej znanych, choć w tym wypadku zupełnie tego nie rozumiem, bo rozmach produkcji jest niesamowity, a sam film to prawdziwe arcydzieło.
Lata 20, gdy Mongolia była okupowana przez okrutnych i obmierzłych kapitalistycznych Angoli, to nie był dobry okres w historii Mongołów. Wyzysk tych kapitalistycznych świń sprawił, że rdzennym mieszkańcom stepów żyło się trudno. Na szczęście w laskach są wojujący partyzanci, zarówno Mongołowie jak i dzielni Czerwoni Towarzysze. Film jest dosyć mocno pro-radziecki, anty-kapitalistyczny, ale reżyserowi udało się cudnie to zbalansować i nie razi to szczególnie. Nie jest to nachalna, prymitywna agitka, a raczej dodatkowy aspekt widowiska. Głównym wątek opowiada o młodym Mongole, który wpada w niewolę Brytyjczyków i zostaje od niechcenia skazany na zastrzelenie. Okazuje się jednak, że amulet który otrzymał zawierał pismo mówiące o tym, że jego posiadacz jest potomkiem Dżyngis-Chana, co odkrywają Anglicy. Cofają rozkaz, choć bohater był już ranny, to szybko wraca do zdrowia dzięki cudnej opiece. Okazuje się, że dowódca ma plan aby wykorzystać siłę autorytetu potomka wodza do kontroli nad Mongołami. "Kukiełka" jednak widząc jak Anglicy traktują Mongołów wpada w szał i prowadzi swój naród do walki.
Sama fabuła jest całkiem interesująca, ale największą zaletą tego filmu jest sposób jej prowadzenia. Cudowne ujęcia, piękne krajobrazy i korzystanie z siły montażu w niezwykle inteligentny sposób. Nie ma tutaj takich przegięć jak u Eisensteina, a doskonałe wyczucie na ile można montażem budować napięcie czy wyzwalać emocje. Wiele pomysłowych zastosowań różnych technik sprawia, że film jest niebywale nowoczesny jak na swoje czasy. Ciągle ogląda się go zupełnie bez zgrzytów, czego o wielu niemych filmach już powiedzieć nie można. Pudovkin zrealizował niezwykle nowoczesny film. Epickie widowisko, które trzeba poznać.
Warto też zwrócić uwagę na piękne przedstawienie kultury dalekiego wschodu - wizyta Anglików w świątyni buddyjskiej wiąże się z cudnymi scenami związanymi z tańcem czy obrządkami tej religii. Co prawda czuć raczej, że reżyser śmieje się z buddyzmu z tą jego efektowną otoczką, choć przede wszystkim szydzi z ignorancji i obłudy Brytyjczyków.
Moja ocena 4.5/5
środa, 4 maja 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz