Tytuł - À nous la liberté
Tytuł polski - Niech żyje wolność
Reżyseria - René Clair
Premiera - 18 grudnia 1931
Kraj - Francja
Ranking - IMDb 7.7, Filmweb 7.2
Gatunek - Komedia, musical
Długość - 104 minuty
Studio - Films Sonores Tobis
Język - Francuski
Kolor - Czarno-biały
Zupełnie nieznany w Polsce film francuskiej produkcji, trochę w stylu Chaplina, ale zarazem jedyny w swoim rodzaju. Mamy tu do czynienia z obrazem nad wyraz wiekowym, bo z roku 1931, a więc dokładnie wtedy, gdy Charles nakręcił Światła wielkiego miasta. Nie jest to zupełnie bez znaczenia, bo można znaleźć w obu obrazach wiele podobieństw. Nie zamierzam jednak się na tym skupiać, a jedynie zachęcić do lektury obu filmów pod tym kątem.
Film opowiada o losach dwóch więźniów, którzy planują ucieczkę. Niestety zwiać udaje się tylko jednemu (Louisowi) i szybko udaje mu się rozwinąć skrzydła na wolności. Zakłada wielką fabrykę, dzięki czemu dorabia się fortuny. Po jakimś czasie i drugi bohater (Emile) znajduje się na wolności i wpadając w tarapaty (za bardzo oglądając się na piękną panią) ukrywa się w fabryce. Potem wtapiając się w tłum pracowników znowu doigruje się i podczas kolejnej ucieczki trafia na dyrektora. Ten udaje, że nie poznaje kompana, lecz szybko stara przyjaźń rodzi się na nowo. Razem bawią się i próbują zeswatać wspomnianą panią z Emilem. Nie udaje im się to, bo ona kocha innego. Do tego dochodzi wątek szantażu Louisa przez starych znajomych z więzienia, by dał im kupę kasy, a w zamian nie wydadzą go, że zwiał z więzienia. Film kończy piękna scena ucieczki każdego przed każdym oraz jeszcze piękniejsza scena śpiewana, gdy Louis i Emile ruszają przed siebie, zaś pracownicy fabryki łowią ryby, grają w karty i kręgle, bo modernizacja zakładu sprawiła, że nie muszą pracować.
Film bardzo mi się spodobał, chociaż nie do końca przetrwał próbę czasu. Niektóre gagi są nieco infantylne i na siłę, ale generalnie mamy do czynienia raczej z nie nachalnym humorem. Czasem zdarzy się jakiś kopniak, głupia gonitwa czy przepychanka, ale nie razi to zbytnio. Są całkiem pomysłowe i dosyć naturalnie zrealizowane. Największą zaletą jest zakręcony scenariusz z bardzo ładnym zakończeniem. Troszkę słabo wypadają piosenki czasem śpiewane przez bohaterów, jednak, co zaskakujące, na końcu filmu, główny motyw nuciłem sobie pod nosem i prawie że śpiewałem razem z Emilem i Louisem. Również aktorzy spisali się dobrze, szczególnie Emile, a i oklaski za urodę dla Rolli France (zdjęcie czwarte). Troszkę scenografia sztuczna, ale nie jest dużo gorzej niż u Chaplina.
Jest to pozytywny film, który hołduje prawdziwej przyjaźni, której nie da się kupić za pieniądze. Propaguje też chwytanie dnia, luz i radość, a nie mechaniczne wykonywanie obowiązków czy żądzę pieniądza. Bohaterowie bez grosza przy duszy, w obdartych ciuchach idąc drogą nie wiadomo gdzie są naprawdę szczęśliwi, w przeciwieństwie do sztywnego kierownika czy Louisa, który nie spotkał jeszcze na nowo Emile'a. Bardzo spodobała mi się scena, gdy machiny same robią produkty, a między nimi siedzi dwóch pracowników i gra w karty, potem kamera pokazuje grających na placu w kręgle i tłum wędkarzy łowiących ryby w rzece, a potem najazd na tańczących na parkiecie. Jest to nieporównywalnie weselsze od wkręcaniu śrubek na taśmie produkcyjnej czy łapaniu jedzenia, podczas przerwy, który przesuwa się również po taśmie. Daleki jestem od doszukiwania się jakichś głębszych myśli zawartych w tym filmie, ich po prostu nie ma. Jedynie opisuję emocje, które wywołały te ładnie zrealizowane sceny. Film jest wesoły i na luzie. Odradzam doszukiwania się w nim lewackiej agitacji, bo jej tutaj nie ma. On ma po prostu wywołać uśmiech na twarzy widza i kilka razy, w moim przypadku, mu się to udało.
Mimo tych pozytywnych zdań powyżej nie jest to film, który mógłbym z czystym sumieniem polecić. Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu może przypaść do gustu. Troszkę się zestarzał - gorzej znosi próbę czasu niż Chaplin. Warto wspomnieć, żeby dać punkt odniesienia, że jeżeli znacie i lubicie Tatiego (Jacques Tati), to À nous la liberté z pewnością się wam spodoba.
Moja ocena 3.5/5
wtorek, 28 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz