środa, 22 września 2010
1933 Duck Soup (Kacza zupa)
Tytuł - Duck Soup
Tytuł polski - Kacza zupa
Reżyseria - Leo McCarey
Premiera - 17 listopada 1933
Kraj - Stany Zjednoczone
Ranking - IMDb 8.1, Filmweb 8.1
Gatunek - Komedia, musical
Długość - 68 minut
Studio - Paramount Pictures
Język - Angielski
Kolor - Czarno-biały
Niesamowicie popularna w Stanach komedia, w Polsce mniej znana, ale również bardzo ceniona. Ja jednak nie mogę odnaleźć w tym filmie nic, o czym mógłbym napisać coś pozytywnego. Będę nadużywał słów: żenujący, żenada, głupi i idiotyczny.
Obraz przedstawia fikcyjne królestwo - Freedonię, które ma kłopoty finansowe, więc rządzący błaga bogatą paniusię o pożyczkę. Ta zgadza się pod warunkiem, że władzę przejmie jej znajomy Rufus T. Firefly. Po przejęciu władzy raczej się wygłupia, niż rządzi. Naraża się również sąsiadującej Sylvanii, przez co prowokuje wojnę. Zwycięstwo Freedonii kończy ten specyficzny film. Znajdziemy w nim poza tym wątek miłosny i szpiegowski - oba żenująco nieśmieszne.
Obraz wygłupami stoi - nie są to jednak gagi w stylu Chaplina, gdzie Charlie przez swój pech czy niezdarność ciągle dostaje w łeb. Tutaj każdy żart sprowokowany jest przez bohaterów, którzy zachowują się albo głupio albo chamsko. Przytoczę dwa przykłady: słynny numer z kapeluszem polega na tym, że dwóch chamskich typków zabrało kapelusz sprzedawcy i nie chcą mu go oddać. Ten irytuje się coraz bardziej, a głupki coraz bardziej mu dokuczają, aż ostatecznie podpalają mu nakrycie głowy. Boki zrywać. Drugi: jeden z tych głupków zawsze odcina napotykanym rozmówcom część garderoby, pewnego razu odciął kawałek cygara władcy, a ten zorientował się dopiero po chwili. Boki zrywać. Tego typu humor, tzw. slapstickowy, jest po prostu żenujący w wykonaniu aktorów. Bohater Rufus jest zupełnym chamem, który obraża wszystkich. Nie przekonał mnie też swoją charyzmą, przez co przez cały film czułem się zdrowo zażenowany. Generalnie nie znalazłem w filmie żadnej akcji, która choć zbliżyłaby się do bycia zabawną - chamski humor i tyle.
Scenariusz też jest do kitu. Jest to pewnego rodzaju satyra, ale tak idiotyczna, że nie ma żadnych walorów jak dla mnie. Chyba po prostu aktorzy nie podołali, zachowują się zbyt głupio, zbyt idiotycznie. Dosyć długa scena, w której wszyscy tańczą i radują się, bo idą na wojnę osiąga momentami szczyty szczytów żenady.
Film ma trochę piosenek, stąd można uznać go za musical - są bez wyrazu i nie wpadają w ucho.
Kolejny zarzut to chwile ciszy - leci jakiś gag, podpalanie kapelusza czy jakaś idiotyczna przepychanka - nie ma żadnej muzyki, czy odgłosów otoczenia, jedynie głucha cisza, która tylko wzmaga uczucie zażenowania. Jedyna mała zaleta to dialogi, które gdyby były po ludzku odegrane, to mogłyby być niezłe, ale nie są niestety.
Nie mogę pojąć dlaczego cieszy się on tak dużą popularnością - być może kiedyś taki humor był w cenie, ale sądzę, że uwłacza on ludzkiej inteligencji. Ze sentymentu ktoś może wysoko ocenić, ale świeżsi widzowie? Zdecydowanie nie polecam.
Moja ocena - 1,5/5
Etykiety:
Bracia Marx,
dźwiękowy,
lata 1931-40,
Stany Zjednoczone
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz