piątek, 22 lipca 2011

1956 Le Monde du Silence (Świat milczenia)

Tytuł - Le Monde du Silence
Tytuł polski - Świat milczenia
Reżyseria - Jacques-Yves Cousteau, Louis Malle
Premiera - 1956
Kraj - Francja
Gatunek - Dokumentalny

Świat milczenia (fr. Le Monde du Silence) to pełnometrażowy dokument zrealizowany przez młodego Louisa Malle i znanego francuskiego oceanografa Jacques-Yves Cousteau. Dzieło to jest pierwszym filmem w kolorze pokazującym podwodny świat. Oparty jest na książce Cousteau i Frédéric Dumas o tym samym tytule. Film ukoronowany Oskarem za najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny oraz Złotą Palmą w Cannes za najlepszy film festiwalu. Jako jedyny dokument, aż do roku 2004, gdy Palmę otrzymał Fahrenheit 9/11, był uhonorowany tą nagrodą.

Film został nakręcony na pokładzie statku Calypso, na którym Cousteau i jego załoga zapełnili około 25 kilometrów taśmy w ciągu dwóch lat na Morzu Śródziemnym, Czerwonym, Oceanie Indyjskim oraz w Zatoce Perskiej. Ostatecznie w filmie wykorzystano około 2.5 kilometra taśmy. Obraz przedstawia przede wszystkim podwodny świat, ale także realia pracy nurków i oceanografów. Zasadniczo właśnie na te dwie sfery dzieli się ten film - w momencie zejścia pod wodę widz bombardowany jest przepięknymi zdjęciami podwodnej przyrody wraz z doskonale pasującą muzyką, która w świetny sposób buduje napięcie. Narrator zazwyczaj wtedy cichnie, bo obraz broni się sam i niewiele jest wtedy do opowiadania. Z kolei na statku zdaje się nigdy nie milknąć, żywo wyjaśniając poczynania załogi. Momenty na powierzchni zdecydowanie przegrywają z tym, co dzieje się pod wodą, jednak stanowią ważne i potrzebne uzupełnienie scen podwodnych. Świetnie się oba "światy" uzupełniają i wpływają na rytm filmu - ogląda się go po prostu wyśmienicie.

Film z perspektywy czasu wydać się może bardzo kontrowersyjny, otóż dzielni przyrodnicy wysadzają dynamitem rafę koralową czy łapią rekiny i urządzają rzeź na okręcie wybijając wszystkie. Uprzednio harpunem atakują walenia, aby ten przywołał inne, następnie jeden z nich wkręca się im w śrubę silnika i zmuszeni są go dobić karabinem. Na egzotycznej wyspie urządzają sobie zabawę z żółwiami, stając na ich skorupy i używając jako krzeseł. Może to obruszyć co większych zwolenników ochrony przyrody, ale ich krótkowzroczność jest godna pożałowania. Swoją drogą z czasem Cousteau złagodniał i silnie działał na rzecz ochrony podwodnego świata, nazywany nawet "ojcem ruchu ekologicznego". Czasy się zmieniają niekoniecznie na lepsze, ale bardzo często tak.

Prócz tych kontrowersyjnych, choć niesamowitych i porywających scen, jest mnóstwo takich czystych i wspaniałych. Ostatnia przygoda z wielką rybą nazwaną Ulissesem jest naprawdę czymś przezabawnym i fascynującym. Nurkowie jedzeniem zwabiają rybę i okazuje się, że ona przywiązuje się do nich, pływa za nimi i daje się głaskać - oczywiście jest to wynikiem darmowego jedzenie. Niemniej ciekawe jest historia żółwi składających jaja czy sceny podczas wielkich fal, ależ czuć potęgę wody! Na uwagę zasługuje także załogowy jamnik, który bawi się z homarem czy podczas sztormu śpi na kanapie i przesuwa się na niej niczego nie świadomy. Jest w filmie jeszcze wiele ciekawych scen, których zdradzać tutaj nie zamierzam, ale polecam z całych sił. Niestety nie ma polskich napisów ani angielskich, ale Le Monde du Silence funkcjonuje w internecie w wersji francuskiej lub z angielskim dubbingiem. Gadki narratora są ciekawe, ale nie niezbędne, więc nawet osobom nieznającym języka polecam (a znającym słabo tym bardziej: język jest prosty, a narrator mówi wyraźnie). Niech świat milczenia was porwie!

czwartek, 21 lipca 2011

1943 Sahara

Tytuł - Sahara
Reżyseria - Zoltan Korda
Główne role - Humphrey Bogart
Premiera - 1943
Kraj - Stany Zjednoczone
Gatunek - Wojenny

Wojenny film z 1943 roku z niezawodnym Humphreyem Bogartem i oto pierwszy powód, dla którego warto na te dzieło zwrócić uwagę. Są też inne, ale o tym zaraz. Obraz nominowany do Oskara jako najlepszy czarno-biały film, za rolę drugoplanową (J. Carrol Naish) oraz za dźwięk. Ostatecznie żadnej statuetki nie zgarnął, ale odnotować wypada o jego zaistnięciu w oczach wielkiej rady wielkich panów znających się na filmach.

II wojna światowa i działania w Afryce. Wojska alianckie po klęsce pod Tobrukiem zwiewają przed Niemcami w głąb pustyni. Głównym "bohaterem" jest czołg i jego załoga, który zabiera, choć nie powinien, napotkanych rozbitków. Pętla pościgu zaciska się, ale przewaga liczebna Niemców nie ma znaczenia, gdy brak wody. Sprytni alianci bunkrują się przy ruinach, gdzie zdobywają nieco cieczy i zgrywają, że mają jej pod dostatkiem. Walki trwałyby trochę, a naziści nie mają już sił czekać i poddają się, choć gdyby tylko zaatakowali pełnymi siłami, to zmiażdżyliby wroga. Oto jak pozór może pokonać fakty.

Film jest sprawnie zrealizowany, momentami wręcz z polotem. Bardzo solidne wojenne kino w klimatach pustynnych z Bogartem. Cóż więcej chcieć można?



1938 The Adventures of Robin Hood (Przygody Robin Hooda)

Tytuł - The Adventures of Robin Hood
Tytuł polski - Przygody Robin Hooda
Reżyseria - Michael Curtiz, William Keighley
Główne role - Errol Flynn, Olivia de Havilland, Basil Rathbone
Premiera - 1938
Kraj - Stany Zjednoczone
Gatunek - Przygodowy

Historię Robina znają wszyscy, więc stratą czasu byłoby kolejne jej przywoływanie. Film jest klasycznym ujęciem tejże legendy, która nabrała barw i awanturniczego pazura. Bohaterowie trzaskają się mieczami, skaczą, strzelają z łuku, uśmiechają się i wygłupiają nieco. Wszystko w przepięknych scenografiach i wyrazistych kolorach. Uwagę przykuwa świetna kreacja Errola Flynna - bardzo luzacka i pełna energii. Aktor ten ma bardzo hollywoodzki uśmiech i niezłą aparycję, a do tego świetnie prezentuje się w obcisłych, zielonych rajtuzach. Film jest zrealizowany z rozmachem i może porwać widza niczym tornado. Jest to adaptacja bardzo na luzie, pełna wesołych melodyjek, luźnych gagów i zupełnie niezobowiązująca. Ten film nie zmieni niczyjego życia i w gruncie rzeczy nie jest niczym niezwykłym, ale mimo swojej banalności (ach te sceny gdy piękna Marion jest lekko rozmazana, aby dodać jej jeszcze większego wdzięku) godny uwagi.

1935 Top Hat (Panowie w cylindrach)

Tytuł - Top Hat
Tytuł polski - Panowie w cylindrach
Reżyseria - Mark Sandrich
Główne role - Fred Astaire, Ginger Rogers
Premiera - 30 września 1935
Kraj - Stany Zjednoczone
Gatunek - Musical

Musical absolutny! Jest w nim wszystko, co w dobrym musicalu być powinno i szczypta magii, która porywa widza. Jest charyzmatyczny Fred Astaire, któremu uśmiech nie schodzi z twarzy, a śpiewa jak anioł i tańczy jak diabeł. Jest piękna Ginger Rogers, która dotrzymuje mu (stara się dotrzymać) tempa w tańcach i śpiewach i są inni, którzy doskonale budują tło do tego duetu. Jest sporo humoru i romansu, a przede wszystkim jest mnóstwo piosenek i układów tanecznych, które naprawdę porywają.

Historia prosta, ale i taka być musi, bo to nie ona jest najważniejsza. Nie może jednak na tyle popaść w banał, by nie irytować widza. No i nie popada. Jerry zakochuje się w Dale, która przez zbieg okoliczności jest przekonana o tym, że jest on mężem jej przyjaciółki. Jego podchody i podrywy strasznie ją denerwują, bo ciągle myśli, że nowy mąż przyjaciółki zdradza ją od samego początku. Wszystko oczywiście zmierza do nieuniknionego finału, lecz po drodze twórcy serwują mnóstwo gagów i nawarstwiających się nieprzyjaznych zbiegów okoliczności.

Najważniejsze w musicalu są dwie rzeczy - piosenki (a wraz z nimi tańce) i przekonujący aktorzy. Fred Astaire jest tak naturalny, tak na luzie, tak elokwentny, że po prostu każdy film z jego udziałem pozostawić musi pozytywne odczucia. Nie gorzej z jego partnerką, wespół zresztą zagrali w kilku filmach zdaje się. Jednak to Panowie w cylindrach są chyba tym najsłynniejszym i być może najlepszym. Wspaniały musical, pełen pozytywnej energii i dla zatwardziałych przeciwników gatunku magiczny lek, który wyleczy ich z uprzedzeń. Te słowa pochwał trzeba jednak zwieńczyć pewnym spostrzeżeniem. Oto jest kino typowo rozrywkowe, pełne prostych, pozytywnych emocji i niestety nic więcej.



1934 Czapajew

Tytuł polski - Czapajew
Reżyseria - Georgi Vasilyev, Sergei Vasilyev
Premiera - 1934
Kraj - Rosja
Gatunek - Dramat historyczny

Mocna pozycja w "rewolucyjnym" kinie Radzieckim. Film opowiada o losach Wasilija Iwanowicza Czapajewa, "czerwonego" żołnierza dzielnie walczącego w imię rewolucji bolszewickiej z "białymi". Oparty jest na wspomnieniach niejakiego Furmanowa, który dołączył do bohaterskiego dowódcy i uczył go ogłady, ten z kolei pisarzowi udzielał lekcji z prostej, chłopskiej logiki, odwagi, bohaterstwa, dobroci, heroizmu, siły ducha i tak dalej. Czapajew przedstawiony jest jako nieskazitelnie dobry człowiek, nieco dziki i nieopanowany, ale przez to zupełnie naturalny i stanowiący kontrapunkt dla sztywnych, fałszywych arystokratów. Nie na darmo w Rosji po premierze filmu powstawały dowcipy z Czapajewem w roli głównej jako o osobie, która potrafi dokonać wszystkiego, nawet rzeczy niemożliwych, bo i w dziele panów Vasilyevów jest on tak wyidealizowany, że aż bawi. Bawi jednak tylko do pewnego stopnia, bowiem kreacja Borisa Boboczkina jest na tyle przekonująca, że szybko widz daje się porwać Czapajewowi. W filmie pokazanych jest trochę walk i ucieczka bohatera przed "białymi", gdy ci nikczemnie atakują jego obóz. Dzieło wieńczy śmierć Czapajewa i spektakularny wybuch skarpy.

W momencie premiery film przyciągnął do kin rzesze radzieckich widzów, był do tego stopnia popularny, że kina w małych miastach organizowały seansy całą dobę. Na wielki sukces filmu złożyło się wiele czynników i rasowa propaganda prokomunistyczna była jednym z najmniej ważnych. Przede wszystkim w filmie przekonujący są aktorzy i swoboda z jaką oni oraz reżyserzy budują ich kreacje. Stają się oni dzięki temu niemalże namacalni, prawdziwi - z krwi i kości. Nie jest to film szczególnie piękny od strony wizualnej, jest raczej brudny i stara się być realistyczny i oto kolejny powód sukcesu tego obrazu. W niepięknych warunkach pojawiają się bohaterowie z krwi i kości, którzy walczą w imię słusznej sprawy.

Ogląda się to widowisko bardzo dobrze i nawet z dzisiejszej perspektywy Czapajew jest obrazem bardzo świeżym i soczystym, tak jak główny bohater, który ziemniakami na stole udzielał lekcji taktyki czy łaził w obdartym mundurze aż do momentu, gdy Furmanow nie uświadomił go, że wyglądem daje się świadectwo idei rewolucyjnej. Mowa Czapajewa o walce, ideach i innych takich wyniosłych rzeczach całkiem przekonująca, bo i niezbyt napompowana, ale właśnie taka naturalna, swobodna.

środa, 20 lipca 2011

1959 Plan 9 from Outer Space (Plan 9 z kosmosu)

Tytuł - Plan 9 from Outer Space
Tytuł polski - Plan 9 z kosmosu
Reżyseria - Edward D. Wood, Jr.
Premiera - 1959
Kraj - Stany Zjednoczone
Gatunek - Horror, sci-fi

Legenda pana Edwarda D. Wooda urosła głównie dzięki filmowi Tima Burtona pt. Ed Wood. Pan Burton rewelacyjnie przedstawił tego nietuzinkowego twórcę i dał mu największy prezent - wielką sławę i widzów, którzy na nowo zaczęli sięgać do jego twórczości. Ta twórczość jednak nie jest warta złamanego grosza. Kultowy obraz Plan 9 z kosmosu stał się taki, bo jest tak zły, tak słaby, kuriozalny i wręcz śmieszny, że ręce opadają i nawet krytykować go trudno - pozostaje tylko śmiech... przez łzy.

Planetę nawiedzają latające spodki, ożywiają trupy, które mordują ludzi. To by było na tyle. Potem jest jakieś wyjaśnienie inwazji, ale wszystko to jest na tyle błahe, że szkoda po prostu słów. Wszystko w tym filmie jest marnością nad marnościami: aktorstwo, zdjęcia, reżyseria, scenariusz, muzyka... a scenografia nade wszystko. No i te niezapomniane efekty specjalne, gdy widać nitkę, na której zawieszony jest latający spodek. Piękne ujęcie, gdy trup wychodzi z grobu i rusza w świat, a potem jego pomnik wpada w dół. Nie wspominając o tekturowych krzyżach i nagrobkach na cmentarzu, które wraz z podmuchem wiatru, gdy bohater przechodzi obok nich poruszają się i o mały włos nie przewracają się. Jest w filmie Bela Lugosi znany z roli Draculi. Nie mówi ani słowa tylko płacze, a potem snuje się za peleryną jak w swojej roli życia, co wygląda przezabawnie.

Można się z tego filmu trochę pośmiać, ale szybko staje się on nudny. Jest po prostu odpychający i mierny. Miano najgorszego filmu świata, jakim go ogłaszają, oczywiście jest mocno przesadzone, ale to naprawdę beznadziejny film.

wtorek, 19 lipca 2011

1913 Der Student von Prag (Student z Pragi)

Tytuł - Der Student von Prag
Tytuł polski - Student z Pragi
Reżyseria - Stellan Rye, Paul Wegener
Premiera - 1913
Kraj - Niemcy
Gatunek - Horror

Zacznę pięknym cytatem:

"Gdziekolwiek będziesz ty, tam i ja będę, aż po twą ostatnią godzinę, aż po twój grób. Będę na nim siedział!"

Niezwykle interesujący tytuł, bo stary jak świat, a ciągle wspaniały. Trzeba jednak posiadać umiejętność oglądania starych filmów, bo widz zaprawiony bieżącym kinem może Studenta z Pragi nie docenić. Weterani niemego kina będą z pewnością wniebowzięci.

Sam w sobie film broni się całkiem nieźle i mimo upływu czasu to kawał dobrze zapełnionej taśmy filmowej. Pewien student zaprzedał swoje lustrzane odbicie diabłu w zamian za pieniądze i zaszczyty. Przekonany, że nic nie stracił, a wiele zyskał rusza na miłosne podboje. Jednak nieoczekiwanie jego zaprzedane odbicie ożywa - staje się jego sobowtórem i niesie zagładę. Ogólnie film jest zapowiedzią szkoły ekspresjonistycznej - jest podobna atmosfera. Co prawda do szczytowych osiągnięć tego nurtu Studentowi z Pragi daleko, ale należy pamiętać, że to rok 1913. W roku tem powstawały 12-minutowe adaptacje Anny Kareniny i filmy studia d'art (żywcem przeniesienie marnego teatru z aktorami, którzy nadrabiali brak głosów machaniem rękami jak straceńcy). Jest to więc dzieło wręcz wybitne jak na swoje czasy. Na teraz? Całkiem dobre dla lubujących się w celuloidowych klasykach.



Myślę intensywnie nad systemem etykiet do postów, aby wygodnie było wyszukiwać. Na razie stanąłem na takim czymś: niemy lub dźwiękowy, dekada powstania, reżyser (o ile jest szansa, że pojawi się jeszcze jakiś jego film) i/lub aktor (o ile charakterystyczny i jest szansa, że się kiedyś znowu pojawi). Może coś jeszcze wymyślę, więc póki co nie będę etykietował zaległych postów, żeby w razie nowej idei nie robić tego znowu.

1957 Letyat zhuravli (Lecą żurawie )

Tytuł - Letyat zhuravli
Tytuł polski - Lecą żurawie
Reżyseria - Mikhail Kalatozov
Premiera - 1957
Kraj - Matka Rosja
Gatunek - Melodramat, wojenny

Lecą żurawie to film, który chciałem obejrzeć już od dawna. Miałem ku temu kilka okazji, lecz żadnej nie udało mi się wykorzystać. Dopiero wczoraj przysiadłem i sprawdziłem co zostało obdarowane Złotą palmą w Cannes w roku 1958.

Film opowiada o miłości dwóch kochanków. On jednak rusza na wojnę, a ona nie zdąża się z nim ostatecznie pożegnać, przez co On jest rozgoryczony i nie pisuje do niej. Ona zrozpaczona czeka na listy i doczekać się nie może. On dzielnie walczy. Ona ugina się i wychodzi za mąż w podkochującym się kuzynem Jego. Cóż dalej - wojna trwa i Ona pracuje w szpitalu i coraz bardziej tęskni za Nim. Mąż okazuje się szują, a On ginie.

Melodramat pełną gębą, ale jaki! Po pierwsze do czynienia mamy ze wspaniałymi zdjęciami i choćby dla nich warto obejrzeć ten film. Jest po prostu piękny, a do tego wspaniały montaż - jakby zatrzymany w czasie, czerpiący z tradycji niemego kina. Dobre aktorstwo i zręczny reżyser wspaniale i z wyczuciem korzystający ze środków wyrazu Kina. Z perspektywy czasu pewne sceny jednak mogą wydać się nieco pretensjonalne, ale w dużej mierze zależy to od wrażliwości widza. Jest w filmie taka chwila, gdy Moskwa jest bombardowana, a on wyznaje jej miłość, ona nie chce, bum bum, on nalega, bum bum, ona nie chce, bum bum, nalega, bum bum, całują się, kurtyna. Jest to bardzo plastycznie zrobione, ale zdaje się, że dla wielu może być zbyt napompowane. Albo gdy bohater dostaje kulkę, wspaniale to nakręcono, ale dorzucono przebłyski z jego marzeń o ślubie i to może dla niektórych być nie dla strawienia. Nie zrozumcie mnie źle - to jest piękne, ale w momencie, gdy obecne kino jest takie ekstrawertyczne, to te sceny mogą wydać się mdłe po prostu. Mi się niebywale podobały.

Podobał mi się też cały film, ascetyczny i piękny zarazem. Poetycki taki wspaniały. Polecam wszystkim, niekoniecznie lubującym się w wojennych rozgrywkach, bo tych w filmie jest z 10 minut.

1937 La Grande Illusion (Towarzysze broni)

Tytuł - La Grande Illusion
Tytuł polski - Towarzysze broni (Wielkie złudzenie)
Reżyseria - Jean Renoir
Premiera - 1937
Kraj - Francja
Gatunek - Dramat wojenny
Moja ocena od dzisiejszego wpisu nie oceniam filmów

O zapomnianych twórcach
W najmłodszej dziedzinie sztuki pięknej wszystko dzieje się niebywale szybko. Nurty pojawiają się znikąd, by po kilku latach odejść bezpowrotnie. Żaden reżyser całe życie nie może konsekwentnie tworzyć w jednym stylu, gdyż bardzo szybko stałby się archaiczny. Najlepiej tę tezę udowadnia upadek kina niemego - mało który mistrz tamtej epoki odnalazł się w nowym świecie, świecie dźwięku. Ci, którym się udało, musieli na nowo uczyć się warsztatu i diametralnie zmienić swoje podejście do X muzy. Historia Charlesa Spencera Chaplina wiele o tym mówi. Wielka gwiazda niemego kina na dźwiękowe się po prostu... obraziła. Dostrzegając jednak, że nie ma szans w tej walce i ona zaczęła zmieniać swój styl pod filmy, które przeznaczone są nie tylko dla widzów, ale i słuchaczy. Charlie tworzy swój łabędzi śpiew - Światła rampy - poruszającą melodramatyczną historię o samym sobie, o tym jak wszystko przemija w branży rozrywkowej. Wespół z filmem Bulwar zachodzącego słońca filmy te tworzą przepiękny duet obrazów o upadku dawnych mistrzów. W filmie Wildera pojawia się nawet Buster Keaton, drugi wielki komik niemego kina, który kompletnie nie odnalazł się w świecie dźwięku i nawet w tym wspaniałym filmie odgrywa niemą rolę - ze swoją trumienną miną gra w karty z innymi "upadłymi" gwiazdami.
O Chaplinie widzowie jeszcze pamiętają, bo stał się on pewnym symbolem kina. Został wchłonięty przez popkulturę, która już go nie wypuści i słynny melonik oraz wąsik zawsze będą rozpoznawalne. Mało kto jednak zna Chaplina z jego filmów, a nie z plakatów czy nawiązań nawiązujących do nawiązań, które są nawiązaniami do... O Busterze Keatonie nie pamięta już nikt poza ludźmi interesującymi się kinem. Innym zapomnianym dzisiaj geniuszem jest Jean Renoir, który lata swojej świetności miał właśnie po upadku niemego kina.

"Jego życie, jego filmy"
Nazwisko Renoir może coś mówić nie tylko zainteresowanym kinem. Niejaki Auguste Renoir genialny malarz - impresjonista jest ojcem Jeana genialnego reżysera - we wczesnym okresie twórczości również impresjonisty. Renoir-syn urodził się w Paryżu w 1894 roku. W swojej autobiograficznej książce napisanej w 1974 roku (wydanej w Polsce w 1978 roku) wspomina czasy dzieciństwa, gdy zmuszano go do noszenia długich włosów, a te były blond i kręciły się niemożliwie, co przyszłego reżysera wprawiało w irytację. Na domiar złego ojciec uwielbiał malować te loki, co pogrążało Jeana w rozpacz. Mimo noszenia spodenek wszyscy brali go za dziewczynkę, co również nie było powodem do radości. Na szczęście dziecięce problemy nie miały negatywnego wpływu na jego dorosłe życie, w którym okazał się twórcą niezwykle płodnym i oryginalnym - genialnym.
W początkowej fazie twórczości przypięto mu łatkę impresjonisty i łączono z francuską awangardą. Najważniejszym filmem tego okresu jest Nana na podstawie Zoli. Jednak szczytowy okres twórczości Renoira przypada na drugą połowę lat trzydziestych. Nakręcił wówczas Towarzyszy broni, Marsyliankę i Reguły gry. Przyjęło się mówić o poetyckim realizmie, który wespół z Marcelem Carne, Renoir prezentował (i doprowadził do perfekcji). W 1949 roku zrealizował swój pierwszy kolorowy film - Rzeka, aktywnie tworzył do 1969 roku, gdy nakręcił ostatni film Le Petit théâtre de Jean Renoir. Był nie tylko reżyserem (40 filmów), ale również aktorem (zagrał w 10 filmach, najsłynniejsza rola w Regułach gry) i scenarzystą (32 scenariusze). W 1975 roku otrzymał specjalnego Oskara za całokształt twórczości. Zmarł w Beverly Hills w 1979 roku.

Towarzysze broni
Jeżeli ktoś tworzy listę 100 najlepszych filmów wszech czasów musi pamiętać o jednej regule - taka lista musi zawierać Towarzyszy broni. Odpowiedź na pytanie dlaczego? sama się wyklaruje wraz z kolejnymi słowami tego tekstu albo po prostu - po seansie. Podobnie jak Obywatel Kane Orsona Wellesa, tak i La Grande Illusion Renoira jest filmem, który wszyscy krytycy wyliczają jako arcydzieło kinematografii. Oba filmy łączy ich innowacyjność - łamanie klasycznych zasad i wprowadzenie kina na inną ścieżkę. W tym sensie oba dzieła uznać można za genialne - nie są to młodzieńcze wybryki buntowników, ale dojrzałe i skończone arcydzieła odchodzące od klasycznego podejścia do kina. Przyjęło się podawać właśnie Obywatela Kane'a za film rewolucyjny, ale to Jean Renoir był pierwszy, to on już coś zburzył i to on był inspiracją dla Wellesa. Oczywiście to film młodego (i pewnego siebie) Orsona najpełniej złamał "stare" kino, ale o wkładzie twórcy Towarzyszy broni nie należy zapominać.

Historia przedstawiona w Towarzyszach broni bazuje na wspomnieniach przyjaciela Renoira - porucznika Pinsarda - francuskiego lotnika, który siedmiokrotnie został zestrzelony, siedmiokrotnie pojmany do niewoli i wreszcie - siedmiokrotnie zbiegał z więzienia. Pisząc scenariusz Charles Spaak wraz z Jeanem Renoirem czerpali z historii dzielnego żołnierza pewne sytuacje i pomysły, lecz nie jest to bezpośrednio opowieść o jego losach. Prócz tego przeczytali dwadzieścia tomów wspomnień żołnierzy będących w niewoli. Akcja filmu dzieje się podczas I wojny światowej, gdy arystokrata kapitan de Boeldieu i porucznik Maréchal pojmani zostają przez Niemców. Trafiają do obozu, gdzie Francuzi z dystansem podchodzą do reguł narzuconych przez sztywnych Niemców i co i rusz planują ucieczki, które kończą się powodzeniem lub nie. Ostatecznie bohaterowie trafiają do twierdzy dowodzonej przez niemieckiego arystokratę - majora von Raffensteina. Między kapitanem a majorem nawiązuje się koleżeńska relacja - obaj są z tej samej klasy społecznej i dosyć łatwo znaleźć im wspólny język. Francuzi nie ustępują w swojej aktywności związanej z ucieczkami, i choć z twierdzy jeszcze nikomu zbiec się nie udało, to nie tracą zapału. Ostatecznie dzięki kapitanowi, który odwraca uwagę żołnierzy, Maréchalowi oraz Rosenthalowi (francuski Żyd) udaje się uciec. Wędrując po górach trafiają wyczerpani pod opiekę niemieckiej chłopki Elzy, w której porucznik zakochuje się. Bohaterowie muszą jednak uciekać dalej i trafiają za granicę Szwajcarii, gdzie pościg nie ma wstępu - teren neutralny. Tak oto kończy się ten film. Lakoniczny opis przedstawia jedynie główną oś fabularną, a genialny Renoir wplótł w tę historię tyle dodatkowych treści, że jeden seans to zdecydowanie zbyt mało. Nie chodzi o to, że film jest niebywale głęboki i trudny - on jest niemożliwie subtelny i piękny zarazem w tej swojej subtelności. Jest niezwykle nowoczesny - kręcony w 1937 roku nadal jest niebywale świeży. Dotyczy to zarówno technicznej strony dzieła, ale też jego treści. Spróbujmy przyjrzeć się temu - nie boję się tego pisać - arcydziełu dokładniej.

Z tytułem problemy
Polski tytuł - Towarzysze broni - nie jest tłumaczeniem oryginalnego La Grande Illusion, co znaczyłoby Wielkie złudzenie. Tok myślenia osób dystrybuujących to dzieło w Polsce wydaje mi się dosyć oczywisty. Wielkie złudzenie to tytuł nic nie mówiący o treści filmu, zaś Towarzysze broni od razu nakierowuje potencjalnego widza na fakt - oto film wojenny. To troszkę jak z Wirującym seksem co w oryginale zwał się Dirty Dancing (i wiele innych przykładów, nie tylko filmowych, ale też książkowych).
W przypadku dzieła Renoira znaczenie tytułu jest bardzo ważne i jest to niejako jego integralna część. Tym bardziej szkoda, że polski widz został tego tytułu pozbawiony. Pojęcia złudzenia to klucz do interpretacji filmu, ale o tym nieco dalej.

Pierwsze dno - film antywojenny
Większość filmów wojennych jakie powstają jest w istocie filmami antywojennymi. Nie inaczej jest z Towarzyszami broni, który w najoczywistszej warstwie jest dziełem o wydźwięku wybitnie przeciw wojnie. Okazuje się, że wielkim złudzeniem jest wiara w celowość i pożyteczność wojny. Sam Renoir w amerykańskim spocie reklamującym ten film nazywa wojnę "rozpaczliwą przygodą". Okazuje się, że z wojny nic nie wynika - niesie tylko cierpienie. Dla wyższych klas społecznych jest pewną "rycerską grą", zaś dla niższych walką o byt. Renoir nie banalizuje tematu i nie stawia na proste środki "antywojenne". Wspomnieć należy świetne Na zachodzie bez zmian na podstawie prozy Remarque, gdzie dramatyzm wojny jest ukazany dosadnie wraz z przykrymi konsekwencjami czy Wielką paradę. W swoim dziele Vidor zastosował ciekawy zabieg, bo uczynił z wojny wielką zabawę, rozluźnia widza, by samą końcówką uderzyć go niczym młotem i sprowadzić na ziemię. Towarzysze broni są w zupełnie inny sposób filmem antywojennym. Nie ma tutaj grozy wojny w żadnej sekundzie. Grupka wesołych Francuzów bawi się po prostu w obozie, a protest wobec wojny jest prezentowany tu między słowami. Renoirowi udało się uniknąć banalnej dosłowności, a jednocześnie nie utracić nic z wyrazistości przekazu.

Drugie dno - film społeczny
Wielkim złudzeniem nie jest tylko pożyteczność wojny. Jest nim także podział na granice, na narodowości. To chyba najważniejsza rzecz, którą Renoir chciał przedstawić i zrobił to z zegarmistrzowską precyzją i wyczuciem godnym oklasków. Zdaje się, że arystokraci z różnych krajów mają ze sobą więcej wspólnego niż ze swoimi rodakami z niższych klas. Major von Rauffenstein z kapitanem de Boeldieu od razu znajdują wspólny język i czują wobec siebie wzajemny szacunek. Znakomicie ta wieź przedstawiona jest w momencie gdy major zmuszony jest zastrzelić uciekającego Francuza. Błaga go o to by się poddał, gdyż nie chce go zabić, a gdy sytuacja go do tego zmusiła to na zwłokach byłego przyjaciela składa symbolicznie kwiat geranium. Relacje kapitana de Boeldieu z żołnierzami - proletariuszami przedstawione są jako oschłe, pełne szacunku, lecz bez więzi emocjonalnej. Porucznik Maréchal to prosty człowiek - dziki i naturalny, zaś kapitan jest niezwykle zdyscyplinowany, sztywny. Zestawienie tych dwóch typów charakteru - a raczej tych dwóch klas społecznych - jest jednym z ważniejszych wątków filmu. Wielką iluzją jest zatem podział na narody i bliskość rodaków. Ważniejsze są podziały klasowe niż narodowe. Po ucieczce Maréchal zakochuje się w niemieckiej chłopce - ot kolejny dowód na powyższą tezę. Nieważny jest język i narodowość, ważniejsze jest to w jakiej kaście zostało się wychowanym. Prosty człowiek z prostym człowiekiem zawsze odnajdzie wspólny język. Powszechnie znana jest historia z I wojny światowej gdy wojska dwóch stron podczas Wigilii ogłosiły jednodniowy rozejm i wspólnie urządzili sobie święto. Zaczęli śpiewać i bawić się razem, aż do momentu, gdy oficerowie nie dostrzegli w tym zachowaniu widma końca wojny. Żołnierze dostrzegli, że ci za barykadami nie są potworami, a dokładnie takimi samymi ludźmi z takimi samymi problemami i radościami. Oficerowie więc przerwali zabawę, bo szybko okazałoby się, że nie ma komu walczyć. Dokładnie ten sam problem podejmuje Renoir w swoim dziele i w niebanalny sposób prezentuje. I już w tym momencie film zdaje się być genialny, ale to jeszcze nie wszystko co może nam powiedzieć.

Trzeci dno - film nieuchwytny
Czym jest to trzecie dno i dlaczego nazwałem Towarzyszy broni filmem nieuchwytnym? To pewnego rodzaju krąg bez wyjścia, bo skoro jest nieuchwytny, co zakładam, to nie jest możliwe abym mógł wyrazić tę nieuchwytność. Nie jest tak źle – spróbuję wyrazić to, co niewyrażalne. Na myśli z tą nieuchwytnością mam to, że obraz Renoira nie poddaje się żadnym uproszczeniom. Opisanie go jako film antywojenny czy społeczny jest niebywałym spłyceniem pełnego wydźwięku dzieła. Reżyserowi udało się zawrzeć coś więcej w tych 114 minutach seansu. Najlepiej oddam to pewną metaforą, którą Renoir podaje w swojej autobiografii („Moje życie, moje filmy”). Wyobraźmy sobie aktora, który ma zagrać rolę biednego rybaka. Ubiera się w podarte łachy i nie goli się miesiąc. Scena kręcona jest na prawdziwym statku i... nie wygląda na prawdziwego rybaka, choć zewnętrznie wszystko jest w porządku, to aktor bez talentu nie zagra rybaka choćby wszystko wokół doskonale imitowało rzeczywistość. Teraz weźmy Charliego Chaplina, który w zwyczajnym stroju włóczęgi, z kuriozalnym wąsikiem i melonikiem, kręcąc laską będzie najprawdziwszym rybakiem. Oto podział na prawdę zewnętrzną (marny aktor) i wewnętrzną (doskonały aktor). Renoir przy okazji kręcenia Towarzyszy broni nie postawił wszystkiego na realizm zewnętrzny, bo wiedział, że mógłby tym samym zaburzyć harmonię obrazu. Przykładem jest mundur majora niemieckiego, który w rzeczywistości nie mógł tak wyglądać. Reżyser dodał mu nieco elementów, by Stroheim mógł na wadze szalkowej uzyskać równy wynik z opozycyjnymi Fresnayem (kapitan) i Gabinem (porucznik). Balans, który dzięki temu uzyskał, by wynikiem porzuceniu prawdy zewnętrznej na rzecz prawdy wewnętrznej. Zmierzam do tego, że film Renoira jest wyrazicielem prawdy świata na bazie realizmu, lecz nie realizmu szaleńczego. Pewne uproszczenia, zmiany są konieczne, aby obraz mógł mieć pewną harmonię i cechować się poetyką, której dziełu Jeana nie brakuje. Konkludując ten rozdział: tym, co czyni film nieuchwytnym jest prawda przedstawiona w nieprawdzie budząca pozór prawdy. A jaśniej: ten film jest prawdą. Credo przyświecające twórczości Renoira brzmi: Autentyzm materiału, aukcji i wykonania.

Erich von Stroheim, Jean Gabin i Pierre Fresnay
Trudno pominąć przy opisie tego filmu wielkość tych trzech aktorów. Gabin gra pewnego siebie prostaka, dobrodusznego, ale oschłego i twardego. Fresnay jest sztywny i wyniosły, a jednocześnie niezwykle „arystokratyczny” w klasycznym stylu. Z kolei Stroheim jest... trudno pisać o wcieleniu autora Chciwości, to po prostu trzeba zobaczyć. Geniusz jego aktorstwa jest niewyrażalny słowami. Tych trzech panów w momencie, gdy grają swoje role przyćmiewają całe tło. Równie dobrze Renoir mógłby kręcić cały film w marnym studiu bez przywiązywania wagi do kostiumów, a i tak byłby niewiarygodnie realistyczny i prawdziwy. Siła aktorstwa jest zawsze większa od siły tego, gdzie aktorzy grają. Ważne jest jednak to, że Renoir nie rezygnuje z tej „reszty”. Ujęcia kręcone są w autentycznej twierdzy Château du Haut-Kœnigsbourg, a sceny ucieczki w prawdziwym plenerze górskim. Warto przytoczyć anegdotę, którą Renoir podaje w swojej książce. Na początku zdjęć do Towarzyszy broni popadł on w konflikt z Stroheimem, bowiem ten nie rozumiał czemu reżyser nie wprowadził on w początkowej scenie w baraku kilku prostytutek w typie jawnie wiedeńskim. Renoir był w kłopotliwej sytuacji, podziw dla wielkiego człowieka, twórcy Chciwości – filmu będącego dla niego symbolem profesji reżyserskiej – stanął wobec człowieka ulegającego dziecinnym stereotypom. Kłótnia była na tyle poważna, że reżyser nie wytrzymał i rozpłakał się, co na tyle poruszyło Ericha von Stroheima, że padli sobie w ramiona.

Wielkość Renoira
W telegraficznym skrócie: film Renoira cechuje się niebywałą troską o plastykę obrazu i dojrzałym stylem realizacji. Do tej pory wydaje się obrazem nowoczesnym i ani trochę się nie zestarzał od strony realizatorskiej. Niemały wpływ ma na to niesamowite wyczucie dialogów i płynna, harmonijna narracja osiągnięta przez świetną organizację kontrastujących ze sobą scen. Również dbałość o wiarygodność scenerii, choć nie do przesady, sprawia, że film nadal porywa widza. Kolejny raz trzeba zaznaczyć, że Renoir w swoim realizmie zachował umiar i w pewnych momentach rezygnuje z niego na rzecz poetyki obrazu. Jerzy Toeplitz napisał pisał o twórczości pana Jeana, że to odbicie rzeczywistości przepuszczone przez filtry jego własnego oryginalnego spojrzenia. Sam Renoir o twórczości artystycznej pisał, że artysta musi być związany ze środowiskiem, o którym chce coś powiedzieć. Reżyser brał udział w wojnie, był stuprocentowym Francuzem i miał styczność z wyższymi sferami – wystarczyło mu to, oraz niezwykły dar spostrzegawczości otaczającej rzeczywistości, by w filmie oddać „ducha” tamtej epoki, a jednocześnie stworzyć dzieło uniwersalne, wyrywające się jakimkolwiek klasyfikacjom.

Konkluzja i inne takie
Martin Heidegger w swojej pracy O źródle dzieła sztuki postawił tezę, że dzieło sztuki jest tym genialniejsze im więcej prawdy o ludzkim świecie zawrze artysta w maksymalnie skończonym materiale. Podał przykład Butów Van Gogha, które symbolizują cały świat chłopów, ich życie i trud, a to jedynie obraz znoszonych butów. Zdaje się, że i film Towarzysze broni byłby innym doskonałym przykładem. Historia bowiem jest prosta i wprost nie mówi wiele, ale oddaje cały świat tamtych czasów. Mówi mało, ale wyraża wiele. Biedni są ci, co oglądając Wielkie złudzenie dostrzegą historię o francuskich uciekinierach i nic więcej. Renoir zawarł w tym dziele coś, czego widz wyrazić słowami nie potrafi, ale chwyta to, chwyta tę ideę i ma ją w głowie. Geniusz subtelności, smaku i wyczucia - oto kim jest Jean Renoir.

Film w sezonie 1936/1937 odniósł niebywały sukces kasowy i zajął I miejsce we Francji prześcigając nawet komedie. W Wenecji na Biennale zdobył puchar za najlepszy film artystyczny, jednak krajowa włoska prasa widziała w nim komunistyczną propagandę i odnosiła się do niego bardzo oschle. Mimo to znalazło się kilku odważnych krytyków podkreślających wielką wartość dzieła Renoira. Mario Gromo w La Stampa podkreślał, że dominującym uczuciem filmu jest miłość do ojczyzny. Giuliemina Seti w Il Lavoro napisała o Towarzyszach broni: „Wielki, potężny dramat, w którym przemawiają do widza fakty proste, skromne i ludzkie”.

Na zakończenie: Renoir w swojej książce wspomina o Carlu Kochu, który podczas I wojny światowej walczył po drugiej stronie barykady. Nie przeszkodziło to im jednak po wojnie stać się przyjaciółmi. „Oto jeszcze jeden dowód przemawiający za słusznością mojej teorii, że świat dzielą granice poziome, a nie pionowe”.


Download Towarzysze broni